42 avsnitt • Längd: 25 min • Oregelbundet
Zapraszam Cię na wyjątkowe lekcje polskiego po godzinach. Z dorosłej perspektywy.
Dla tych, którzy chcą dowiedzieć się, czy Słowacki rzeczywiście wielkim poetą był i jak zachwyca, skoro nie zachwyca? Dla tych, którzy są ciekawi innej niż szkolna perspektywy na klasykę polskiej literatury i język polski.
Mam na imię Agnieszka i jestem historyczką literatury.
Zapraszam Cię do świata pełnego pięknych, mądrych, zabawnych, a czasem nawet bulwersujących słów. Chcę Ci pokazać, jak ciekawa jest historia naszej literatury i naszego języka. Tak byś poczuł się i poczuła w języku swobodnie jak na łące.
The podcast Jak zachwyca? Język polski po godzinach is created by Wianki Słów/Agnieszka Skórzewska-Skowron. The podcast and the artwork on this page are embedded on this page using the public podcast feed (RSS).
Określenia rzeczy materialnych bardzo często, na zasadzie pewnego podobieństwa, zyskują również znaczenie niematerialne. Tak jest właśnie z wyrażeniem „warsztat pisarza”. Warsztat, czyli miejsce pracy jakiegoś rzemieślnika, w którym znajdują się narzędzia potrzebne do wykonywania konkretnego zawodu. Wyraz ten oznacza zarówno miejsce, jak i sposób pracy tegoż rzemieślnika, a za tym poszło używanie tego określenia dla sposobu pracy ogólnie, niekoniecznie rzemieślniczej. Ten tekst nie jest jednak o tym metaforycznym znaczeniu warsztatu pisarza – sposobie pisania i cechach do tego potrzebnych. Chciałabym opowiedzieć Wam o tym jak najbardziej materialnym warsztacie i jego narzędziach. Czyli czym, na czym oraz gdzie pisali i piszą pisarze. Okazuje się bowiem, że to wszystko ma znaczenie.
W tym odcinku usłyszysz o:
Jeśli chcesz przeczytać to, o czym mówiłam, sprawdzić bibliografię, z jakiej korzystałam, zajrzyj do artykułu, na podstawie którego powstał ten odcinek:
Podobało Ci się? Możesz postawić mi kawę.
Jest taka scena w dokumentalnym filmie Krzysztofa Kieślowskiego Gadające głowy (1979), gdy mężczyzna, zapytany w ulicznej sondzie „Kim jesteś”, odpowiada „Nie wiem”. Myślę, że to zdanie idealnie pasuje do Kordiana, tytułowego bohatera dramatu Juliusza Słowackiego. Tekst ten zazwyczaj (i słusznie, oczywiście) analizowany jest z perspektywy narodowej, romantycznej. Ja zaś chciałabym spojrzeć na bohatera inaczej. Kiedy po raz kolejny sięgałam do dramatu (tak, czasem czytam ponownie klasyki literatury polskiej ot tak, dla siebie), uderzyło mnie, że Kordian w momencie rozpoczęcia akcji ma lat 15, a w ostatniej scenie 18. Czytelnicy/widzowie są więc świadkami dojrzewania bohatera, ale nie tylko w tym kontekście narodowym czy indywidualnym/romantycznym, ale również… biologicznym. Kordian jest, jakby nie patrzeć, po prostu nastolatkiem. Wprawdzie pod względem socjologicznym czy kulturowym wiele się zmieniło w życiu nastolatka przez to ponad 200 lat, ale już pod względem biologicznym nie tak bardzo. Właśnie z tej perspektywy obejrzę bohatera Słowackiego.
W tym odcinku usłyszysz:
Jeśli chcesz przeczytać to, o czym mówiłam, sprawdzić bibliografię, z jakiej korzystałam, zajrzyj do artykułu, na podstawie którego powstał ten odcinek:
Różne są maski. Teatralne, karnawałowe, spawalnicze, gazowe… Którą nałożyć? I o tym trochę ten odcinek podcastu.
Dzielę się z Wami jednym z tekstów historycznoliterackich, które napisałam. Podjęłam się w nim na pierwszy rzut oka rzeczy nieco karkołomnej: zestawiłam Białą rękawiczkę, dramat Stefana Żeromskiego (tego od Przedwiośnia), z Między nami dobrze jest, dramatem Doroty Masłowskiej (tej od Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną). A sprawdzałam, czy pytania bohaterów o tożsamość – na początku XX wieku i ponad sto lat później – są podobne i czy otrzymamy na nie te same odpowiedzi. Zastanawianie się, “kim jestem”, wbrew pozorom nie jest wcale takie rzadkie. Choć czas na długie rozmyślania mają nieliczni, to pytanie z piosenki Elektrycznych Gitar “I co ja robię tu (uuu, co Ty tutaj robisz)” zadał sobie choć raz w życiu pewnie każdy człowiek (nie tylko dorosły). Literatura pokazuje nam, że człowiek jako taki wcale nie zmienił się bardzo w ciągu wieków. Właśnie dlatego nawet w starych utworach, o których myślimy z pobłażaniem, że trącą myszką, znaleźć można całkiem ciekawe odpowiedzi na Pytania. (Pisane dużą literą, bo chodzi o pytania z gatunku tych wielkich, egzystencjalnych).
W tym odcinku usłyszysz:
Jeśli chcesz przeczytać to, o czym mówiłam, sprawdzić bibliografię, z jakiej korzystałam, zajrzyj do artykułu, na podstawie którego powstał ten odcinek. Artykuł ten ukazał się w “Kwartalniku Opolskim” 2-3/2019, periodyku naukowym Opolskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.
"Jest [limeryk] łatwy do skomponowania, żywy i zawiera coś trudnego do zdefiniowania w metrum, co staje się zarzewiem humoru. Przyciąga laika – wyzwala jego aktywność i dostarcza mu przyjemności”. Dzięki temu, że limeryk ma bardzo konkretny schemat, jego stworzenie bywa o wiele łatwiejsze od natchnionego wiersza metafizycznego. Prostsze są tylko rymy częstochowskie. Oczywiście jak to w życiu, bywają limeryki gorsze i lepsze. Zachęcam Cię jednak do zabawy tą formą. Tworzenie limeryków daje dużo radości, przyjemności, a czasem i satysfakcji, choć bywa również że frustracji. Nie zrażaj się!
W tym odcinku usłyszysz:
Jeśli chcesz przeczytać to, o czym mówiłam, sprawdzić bibliografię, z jakiej korzystałam, obejrzeć ilustracje i poczytać jeszcze więcej różnych limeryków, zajrzyj do artykułu, na podstawie którego powstał ten odcinek:
Style czytania, czy inaczej style odbioru, to propozycja, którą podał prof. Michał Głowiński, literaturoznawca, w tekście Świadectwa i style odbioru. Styl czytania dotyczy tego, w jaki sposób odbiorca czyta tekst i w ogóle odbiera jakikolwiek komunikat, jakie znaczenia mu nadaje, co jest dla niego ważne, a co nie.
Dlaczego warto je znać? Bo od tego, w jaki sposób podchodzimy do tekstu, zależy również to, jak go rozumiemy i co z niego dla siebie wynosimy. Oczywiście to, w jaki sposób czytamy nie jest związane tylko z jednym stylem. Zwrócenie uwagi, który styl dominuje przy konkretnym tekście, pomaga zrozumieć zarówno to, co czytamy, jak i nasze na to czytanie reakcje. W tym odcinku usłyszysz o:
Tak to już jest, że pewne mity i przekonania układają nam świat. O ile przekonania mogą być wspierające, o tyle mity należą do przekonań niewspierających, a związane są z takim patrzeniem na świat, które hamuje nasze działanie i rozwój. Dlatego postanowiłam rozprawić się z pięcioma mitami na temat dobrego pisania. Jest ich więcej, a każdy z nas ma jeszcze jakieś swoje:
Mam nadzieję, że ten odcinek będzie wstępem do zmian w Twoich niewspierających przekonaniach dotyczących pisania.
Co roku, w Międzynarodowy Dzień Książki, pojawia się raport Biblioteki Narodowej dotyczący stanu czytelnictwa w Polsce. Co roku po tym raporcie następuje lament, jak to źle, że Polacy nie czytają książek. Od jakiegoś czasu pojawia się jednak nowy lament – lament nad lamentem. I o tym będzie ten odcinek. Mówię w nim o:
Przychodzi sobie dziewiętnastoletni człowiek na polonistykę, zachwycony, że teraz będzie tylko czytał, a tu na wstępie dostaje językiem staro-cerkiewno-słowiańskim w twarz! Scs. to zmora wielu studentów pierwszego roku studiów polonistycznych. I to od razu w pierwszym semestrze. Ja akurat byłam wyjątkiem jeśli chodzi o nielubienie scs. Może dlatego, że w szkole średniej uczyłam się rosyjskiego i odpadło mi od razu poznawanie bukw, liter cyrylicy, którą m.in. zapisywano ten starodawny język. A skąd w ogóle język staro-cerkiewno-słowiański na polonistyce? W tym odcinku podcastu posłuchasz:
Co robią kolonizatorzy?
Zagarniają ziemię. Osadzają na niej swoją władzę. Każą tubylcom wyznawać swoją wiarę. Każą przyjmować swoje wartości. Deprecjonują zaś te zastane. Podobnie zachowują się niektórzy recenzenci, krytycy, badacze, czytelnicy i wydawcy wobec tekstów literackich z przeszłości (bliższej i dalszej). Kolonizują literaturę.
Co z tym zrobić? Jak podchodzić do literatury sprzed 100, 200 lat? O tym w krótkim odcinku podcastu, gdzie usłyszysz:
Sienkiewicz nie ma szczęścia do oceny jego twórczości. Albo się go przecenia, albo nie docenia. Określenie stworzone przez Witolda Gombrowicza – „pierwszorzędny pisarz drugorzędny” – weszło do obiegu popularnego i już z niego nie wyszło. Inna opinia autora Ferdydurke, którą wygłosił podczas rozmowy z ks. Januszem Pasierbem, nie zyskała już takiego aplauzu: „Kultura poszła w stronę ekstremizmów, ja, ja jako człowiek przekorny, idę w kierunku odwrotnym. Jestem dziś bliski odkrycia na nowo pewnych dodatnich stron Sienkiewicza! Moja postawa intelektualna obliczona jest na krytykę ekstremizmów”.
W moim odczuciu, w przypadku wątpliwości, warto czytać twórczość Henryka Sienkiewicza w stylu ekspresyjnym, czyli szukać w tekście autora – jego przeżyć, doświadczeń.
Jak to działa? O tym w odcinku podcastu, w którym spojrzymy na dwa zbiory listów do prasy pisanych przez Sienkiewicza z egzotycznych podróży i zapytamy o:
Uwiera mnie wyłącznie estetyczny odbiór literatury. Estetyczny w tym sensie, że dobry tekst = tekst, który mi się podoba, zły tekst = tekst, który mi się nie podoba. Uwiera mnie także traktowanie literatury, jak to trafnie ujęła Alicja (@nienormalna_baba), pisząc o sztuce w ogóle, jako film profilaktyczny - czyli oczekiwanie od literatury, że będzie wyłącznie umoralniająca, przekazująca akceptowalne wzorce, piętnująca te nieakceptowalne, a przez to zupełnie zwalniająca z samodzielnego myślenia.
W tym odcinku zatem:
Ludwik Zamenhof, wymyślając esperanto, miał ideę, żeby stworzyć język, którym posługiwać się będą mogli wszyscy ludzie, niezależnie od kultury i miejsca, z którego pochodzą. Wiedział bowiem, jak bardzo nasze środowisko wpływa na język i jak często z tego powodu nie jesteśmy w stanie porozumieć się z kimś, kto ma inne tło kulturowe. Czasem dotyczy to nawet osób posługujących się tym samym językiem, ale pochodzących z innego regionu kraju. Dlatego Zamenhof w swoim języku świadomie unikał wszystkiego, co może być ściśle związane z kulturą. Zrezygnował m.in. z idiomów. Zaś idiomy to takie rośliny endemiczne języka. Czasem całkowicie nieprzetłumaczalne. Czasem podobne w rodzinie kulturowej. Czasem możliwe do zaszczepienia na innym gruncie, a czasem zmieniające swoje znaczenie w innym języku, choć niby treść ta sama.
W tym odcinku będę się trochę przyglądać idiomom. Może nie pod mikroskopem, ale pod lupą na pewno:
Twórcy różnorakich kursów szybkiego czytania najczęściej reklamują je hasłem: “Czytaj jak geniusz”. Sugeruje ono, że jeśli czytasz szybko, czytasz tak, jak czytają geniusze, a zatem szybkie czytanie jest związane ze wzrostem Twojego IQ. Tylko że nie… Magia szybkiego czytania polega przede wszystkim nie na czytaniu słów, a zrozumieniu ogólnego sensu. To coś w stylu opowieści Woody’ego Allena o jego doświadczeniu szybkiego czytania: “Przeczytałem Wojnę i pokój w 20 minut. Jest o Rosji”. Zajrzałam do różnych artykułów i badań, bo proces czytania został całkiem nieźle przebadany, i po tych lekturach wyłonił mi się zupełnie inny obraz szybkiego czytania.
W tym odcinku:
Tak to już jest, że język stoi zazwyczaj w pierwszym szeregu podczas wojny ideologicznej. Widać to również w dyskusji wokół feminatywów, która nie jest nowa, a jej efekty tak zero-jedynkowe jak niektórym się wydaje. Feminatywy ani nie stanowią zagrożenia dla języka, ani same nie zmienią naszego myślenia i miejsca kobiet w społeczeństwie. Przyjrzenie się im, jak każde przyglądanie się językowi, pomaga natomiast dotrzeć do swoich przekonań i świadomie zgodzić się na nie lub zacząć dążyć do ich zmiany.
Śmierć jest nazywana sytuacją graniczną, a więc taką, która zmienia wszystko. Nie sposób się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. W momentach granicznych trudne, a czasem wręcz niemożliwe stają się komunikaty werbalne. Dlatego o śmierci najlepiej mówi się językiem poezji lub w ogóle milczy. Niemniej jednak gdy ktoś odchodzi, pozostają inni, żywi, tą śmiercią dotknięci. Tylko jak mówić o tym, czego nikt z żyjących nigdy nie doświadczy?
Kiedy w 1822 r. Adam Mickiewicz zdecydował się na wydanie pierwszego tomu z poezją, znanego najbardziej jako Ballady i romanse, nikt nie miał wątpliwości – oto idzie nowe. Zarówno Ci, którzy późniejszemu wieszczowi kibicowali, jak i ci uważający go za grafomana. Oczywiście to nie było tak, że Mickiewicz wyskoczył ze swoimi Balladami jak Filip z konopii. Klasycystyczna literatura i tak się już kończyła, mimo buńczucznych odezw Koźmiana i jemu podobnych. Można powiedzieć, że Koźmian, to dzisiejsi boomersi, a romantycy – pokolenie Z. Z jednym małym „ale”.
O ile w XIX wieku romantycy mogli się dość ostro dystansować od neoklasyków, a podział był wyraźny i zrozumiały przez każdego, o tyle od tegoż samego XIX w., od walki romantyków z klasykami, zaczyna się powolne mieszanie ze sobą pojęć, postaw, gatunków. Skutki tego widzimy dziś. I śmiem twierdzić, że w dzisiejszej rzeczywistości z poezją Mickiewicza byłby duży kłopot.
Czy powstanie styczniowe jest tym wydarzeniem, które może nas jeszcze obchodzić? Czy będziemy wspominać je tylko na lekcjach historii i języka polskiego oraz na organizowanych co jakiś czas uroczystościach, jak w tym roku (2023), kiedy przypada 160. rocznica wybuchu powstania?
Gdy zaczyna się po kartach mitu, odkrywamy, że pod tym, co nam się wydaje jest jeszcze inna warstwa, a pod nią kolejna i kolejna. Docieranie do nich pomaga nam wyraźniej dostrzec powtarzane schematy, idee drążące serce narodu od wieków, nierozwiązane spory, zamiecione pod dywan problemy. Każdy naród jest takim tekstem złożonym z różnych warstw, gdzie te nawet dużo wcześniejsze mają duży, choć często już nieuświadamiany, wpływ na warstwę najnowszą. I o tym właśnie jest powstanie styczniowe, a konkretnie to, co chcę o nim opowiedzieć.
Będzie trochę polityki, kultury, literatury, perspektywy społecznej i prywatnej. Jak to w życiu.
Rada Języka Polskiego działa w naszym kraju od 1996 roku. I od tego czasu wzbudza różne emocje. Najczęściej przypomina się o niej w przestrzeni publicznej w kontekście jakichś emocjonalnych sporów językowych. W okolicy „urodzin” Rady postanowiłam zebrać w jednym miejscu część informacji na jej temat. A przy okazji napisać trochę o tym, jak działa język, kto odpowiada za zasady, które w nim mamy i czy rzeczywiście musimy słuchać tego, co mówią nam językoznawcy normatywiści.
W tym odcinku:
Więcej na https://jakzachwyca.wiankislow.pl/
Co wspólnego może mieć shirnin-yoku z powieścią Orzeszkowej?
Zacznijmy od tego, że w pierwszej połowie XIX w. Nad Niemnem czytamy trochę jak cenzorzy rosyjscy w 1888 roku. Czytamy przede wszystkim to, co jest nam znane, co rozumiemy, a ukryte przez Orzeszkową sensy są nam niedostępne. Z tej prostej przyczyny, że zarówno my, jak i cenzorzy nie mamy dostępu do umysłu i serca Polaka pod koniec XIX w. Czy to źle? Oczywiście, że nie. Dobre powieści można czytać na wielorakich poziomach, w zależności od zainteresowania, wiedzy, wcześniejszych lektur itp. Chcę jednak pokazać, że takie cenzorskie zanurzanie się w odczytywanie ukrytych sensów może wprowadzić nasze czytanie na zupełnie inny poziom i odsłonić przed nami bogactwo, które będzie dla nas znaczące – tu i teraz, dla naszego życia. Indywidualnego i społecznego.
JĘZYKOZNAWCY USTALILI TO PONAD WSZELKĄ WĄTPLIWOŚĆ!
Tak mógłby brzmieć clickbaitowy tytuł lub lead tekstu na temat używania formuły Witam w e-mailach. W końcu od ponad dziesięciu lat jej stosowanie lub nie rozpala wyobraźnię wielu i wywołuje coraz to nowe dyskusje w Internecie. Mimo językowej afery, jaką kiedyś wywołała deklaracja Michała Rusinka, rozpoczynanie e-maila od Witam jest już powszechne, choć nadal niepoprawne i przez część osób nielubiane. I co z tym fantem zrobić?
Po odsłuchaniu odcinka, pobierz ściągawkę "Jak rozpocząć e-mail bez WITAM"
Najtrudniej było mi zacząć ten odcinek. Skoro bowiem język może być użyty w służbie niemoralności, to od razu pojawiło się pytanie o moralny status języka. Czy można w ogóle mówić, że język jest moralny lub nie? Potem przyplątała się z kolei wątpliwość odnośnie rozumienia pojęcia “moralność”, które nie jest przecież tożsame z “etycznością”. I tak dalej, i tak dalej… System na chwilę się zawiesił.
Na potrzeby tego tekstu przyjmijmy zatem, że “moralne” jest to, co zostało uznane za dobre przez społeczeństwo. Zaś język sam w sobie jest amoralny, czyli ani moralny, ani niemoralny. Jednak ponieważ język nie istnieje sam w sobie, a zawsze w użyciu, w jakimś sensie możemy mówić o jego moralności lub niemoralności. Sama zaś moralność, jak wykazywał Charles Taylor, jest możliwa tylko w języku i przez język. Nie ma czegoś takiego jak niema moralność. Żeby więc uniknąć głowienia się nad metajęzykowymi rozważaniami, skupiłam się na tym, jak dzisiaj wykorzystujemy język w złych celach. Stąd też tytuł odcinka brzmi nie “Niemoralny język”, a “Język w służbie niemoralności”, czyli służący, bardzo ogólnie mówiąc, złym celom. Podzieliłam te złe cele na trzy grupy i o nich opowiadam:
1. Przekleństwa
2. Manipulacja
3. Projekcja negatywna
Nasze życie to w pewnym sensie utwór literacki, w którym co i rusz dokonujemy autorskich (czasem włącza się w to również redaktor) decyzji, co zostawiamy, co z niej wyrzucamy, co kryjemy w cień, czemu odmawiamy prawdziwości. Oczywiście na przestrzeni naszego całego życia te opowieści mogą się zmieniać, czasami dość mocno. Zawsze jednak konstruujemy opowieść porządkującą nam rzeczywistość. Czy to coś złego? Absolutnie nie. W taki sposób żyjemy i inaczej nie moglibyśmy.
Istniejemy kulturowo dzięki opowieściom. To one tworzą naszą historię – jako jednostek, członków rodziny, narodu, mieszkańców obszaru kulturowego. Od początku życia słyszymy opowieści, a czytać i pisać uczymy się dopiero po jakimś czasie. Dlatego też opowiadanie, nawet w kontekście biznesowym, wzbudza w odbiorcy pierwotną, emocjonalną nutę. Pozwala go uwieść i zostawić w nim ślad, który rezonuje i może dać odpowiedź w postaci kupna produktu/usługi. Nie jestem marketingowcem i nie będę Ci sprzedawać (bez sprzedawania, oczywiście), jak marketingowo ułożyć dobrą historię (firmy, marki, produktu). Chcę za to pokazać, jak można wykorzystać snucie historii z mojej perspektywy – historyka literatury i słuchacza opowieści tworzonych przez prawdziwych opowiadaczy. Czasem nie trzeba kursów, rozpracowywania struktury i szukania antagonisty. Wystarczy… posłuchać.
Język żyje. Takie personifikowanie języka ma jakieś swoje uzasadnienie. W końcu jeśli kreuje on rzeczywistość, to można go przyrównać do demiurga, który niewzruszenie narzuca swoje zasady. A niekiedy, widząc w tym swoje korzyści, łaskawie zezwala na ludzki wpływ na niego. Na przykład taki e-mail. Niby list, a jednak inny. Piszę list, piszę e-mail czy e-maila? SMS czy SMS-a? Co na to językowy demiurg? Mamy niebywałą okazję obserwować z bliska, jak rozwija się i zmienia ten językowy organizm. Było sobie życie i był sobie język. Zajrzyjmy więc do środka. Czekają na Ciebie tendencje, ewolucja, walka, powrót do przeszłości, życie współczesne i proroctwa.
Utarło się w naszych głowach przekonanie, że polska ortografia jest trudna, że choć są jakieś reguły, to właściwie pełno jest wyjątków, że nie da się tego logicznie ogarnąć i trzeba wykuć na blachę, kiedy rz, ż, ó, u, ch, h. Coś w tym jest, że jeśli chodzi o poprawny zapis, to jednak najlepiej działa po prostu zapamiętywanie wzrokowe graficznego obrazu słowa. Czy jednak rzeczywiście polska ortografia jest taka nielogiczna? Przyznam, że ja zdziwiłam się bardzo, gdy na zajęciach z gramatyki historycznej okazało się, że pisownia ó, u, rz i ż jest bardzo logiczna i wynika z procesów zachodzących w języku w ciągu dziejów. Zapomnijmy więc na chwilę o większości szkolnych reguł ortograficznych (czyli tych mówiących, w jakich sytuacjach piszemy ó, u, rz, ż, ch, h) i przyjrzyjmy się naszemu językowi. Zapewniam, że będzie ciekawie, dziwnie, zaskakująco.
Metafora i storytelling to obecnie dwa najpopularniejsze zjawiska, a nawet mody w użytkowaniu języka – zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej. Wystarczy, że wpisałam w wyszukiwarkę hasło “metafora” i obok stron z opisem tego środka stylistycznego pojawiło się mnóstwo innych mówiących o tym, jak metaforę można wykorzystać w komunikacji biznesowej, w twórczości, w terapii, w NLP (programowanie neurolingwistyczne). Wniosek z takiego podejścia płynie jeden – jeśli chcesz być skuteczny, musisz używać metafory. Bez niej Twoje szanse spadają o połowę. Prawda to i fałsz jednocześnie.
Fałsz o tyle, że ludzie jakoś żyją, pracują i sprzedają bez robienia map metafor, wymyślania zaskakujących połączeń i rozpoczynania tekstów od metafory. Prawda, bo według kognitywistów jesteśmy zanurzeni w metaforze niejako istotowo – mówimy i myślimy metaforami, nawet jeśli nie uświadamiamy sobie tego. Bo czymże jest stwierdzenie o byciu zanurzeniem w metaforze jeśli nie metaforą?
Zapraszam na odcinek 15, w którym zastanawiam się, po co nam język? Wiadomo, do komunikowania. Czym jest komunikowanie się? Według Słownika języka polskiego komunikować się, to 'utrzymywać z kimś kontakt'. Najzwyczajniej w świecie chodzi zatem o relację. Mam jednak nieodparte wrażenie, że zazwyczaj „komunikowanie się” rozumiane jest jako sposób na wyrażanie swojej opinii na jakiś temat w obecności drugiej osoby, czyli przekazanie komunikatu. Wówczas komunikujemy się nie po to, by utrzymać kontakt, ale by mieć pewność, że nasza historia zostanie wysłuchana. Mimo wszystko warto jednak pamiętać, że w komunikowaniu się nie jest najważniejsze przekazanie komunikatu, a nawiązanie relacji. I to zmienia całą perspektywę, z jaką patrzymy na język i jego funkcje.
Żyjemy w czasach algorytmów, botów, farm trolli i sztucznej inteligencji. Czy jest jakiś sposób, żeby połapać się w tym, co jest prawdą, a co nie w czytanych tekstach? Gdzie czai się manipulacja? Kto ma rację? Jak mądrze czytać teksty, a szerzej - na co zwracać uwagę, żeby nie dać się nabić w butelkę? W tym odcinku podaję kilka punktów, na które warto zwracać uwagę i przy których pojawieniu się w tekście powinna nam zapalić się lampka ostrzegawcza.
Uważam, że jednym z lepszych sposobów poznawania samego siebie jest czytanie literatury pięknej, zwłaszcza klasycznej, czyli takiej, która jest aktualna mimo upływu czasu, napisana jest dobrym językiem, a przede wszystkim, jest napisana bardzo świadomie. To znaczy, że autor lub autorka nie pisali, co im ślina na język przyniesie, tylko zastanawiali się nad słowami i świadomie kreowali językowy świat. Nie chodzi jednak o pożeranie książek (pisałam o tym w artykule o krytycznym czytaniu) – im więcej, tym lepiej – ale o czytanie świadome, czyli takie, dzięki któremu poznaję swój sposób patrzenia na świat; to, jaki sposób komunikacji lubię, a jaki nie i jakie stoją za tym przekonania; przyglądanie się, za pomocą jakich środków autor zbudował taki, a nie inny świat. Jednak tym, od czego powinno zaczynać się świadoma lektura tekstu, nie tylko literackiego, jest uzmysłowienie sobie, jakie emocje wywołało we mnie to, co właśnie przeczytałam i do jakich myśli czy działań mnie one zachęcają.
Językotwórstwo nie jest niczym nowym w kulturze ludzkiej. Rozważania na temat tworzenia języków znane są już w starożytności. Wciąż też w ludzkości trwa pragnienie porozumienia i komunikacji bez przeszkód. Zastanawiano się, dlaczego jest tak wiele języków w jednym gatunku ludzkim. Pokłosiem tych rozmyślań jest m.in. historia o wieży Babel. Zaczęło się od rozważań, a skończyło na powstaniu wielu języków sztucznych. Pojawia się więc seria pytań o te języki, na które mało kto szuka odpowiedzi, a które mimo to warto zadać i warto się nad odpowiedziami na nie zastanowić.
Ach, ta lista lektur… Każda w niej zmiana budzi emocje. A jeśli dokonuje jej lubiany/nielubiany minister, to już w ogóle. Nie będę oceniała tych zmian. Chciałabym jednak pokazać, skąd w ogóle wzięła się lista lektur, co czytały dzieci w szkołach kiedyś, dlaczego takie, a nie inne lektury. Taka perspektywa może pomóc nam oswoić się z myślą, że lista lektur (nie mylić z kanonem literatury) zmienną bywa i taki już jej los, a ważniejsze jest zupełnie co innego…
Kilka lat temu ukazała się książka Nicholasa Carra Płytkie myślenie. Jak internet wpływa na nasz mózg. Została ona sprowadzona do konkluzji „nowe media ogłupiają”. Książka aż tak jednoznaczna nie jest, ale fakt, pokazuje dużo negatywnego wpływu internetu m.in. na nasz sposób czytania. Mało kto podważa stwierdzenia, że nie umiemy już czytać długich tekstów, że skanujemy, że nie potrafimy się skupić na słowie pisanym, a to wszystko ma być winą właśnie internetowego czytania. Ale czy rzeczywiście internet to samo zło i przeszkadza nam w czytaniu i w ogóle w myśleniu? W tym odcinku próbuję na te pytania znaleźć odpowiedź.
Autorzy lubią być czytani. Lubią też, jeśli im się wierzy i myśli tak samo jak oni. (To zresztą pragnienie nie tylko autorów tekstów, ale każdego człowieka). Przy tworzeniu książek, artykułów, postów sięgają więc po różne narzędzia, by tekst uwiarygodnić w oczach czytelnika. Warto od czasu do czasu podejrzeć warsztat pisarski i spojrzeć bliżej na proces powstawania tekstu oraz tego, jak oddziałuje na czytelnika. Przy czym wszystkie wymienione niżej narzędzia mogą też wywołać odwrotny skutek – brak wiary w postawione tezy. Dlatego wzięłam na warsztat analityczny tekst z pewnego bloga popularnonaukowego (który cenię mimo wszystko) i przyglądam się, co zrobił autor, żebyśmy uwierzyli w to, co napisał.
Bywa i tak, że zupełnie nie zdajemy sobie sprawy z tego, że literatura ma ogromny wpływ na to, jak widzimy rzeczywistość. I to nie tylko na ogólny ogląd świata, ale również na fakty i ich interpretację. Nie wierzysz? Rzucę Ci kilka przykładów: Makbet, Wanda co Niemca nie chciała, Jaś i Małgosia, Opus Dei, Słowianie. O tym, jak tekst literacki, ale nie tylko, potrafi zmienić nasze postrzeganie faktów historycznych, opowiadam w tym odcinku.
Bardzo często, kiedy ktoś narzeka albo na stan czytelnictwa w Polsce, albo na zestaw lektur w szkole (przy czym obie te rzeczy są ze sobą łączone), przywołuje się przykład nowel pozytywistycznych, a zwłaszcza Antka lub Janka Muzykanta, jako tych tekstów, które zniechęcają do czytania w ogóle. W tej lekcji chcę pokazać, że można tam odnaleźć wiele współczesnych problemów. A same nowele to doskonały przyczynek do tego, żeby zacząć rozmawiać o altmedzie w leczeniu dzieci, przemocy wobec dzieci, nierównych szansach, narzucaniu drogi życiowej.
Intonacja i wymowa to kolejne elementy składające się na to, w jaki sposób mówimy. O intonacji mówi się najmniej, a to ona sprawia, że zasypiamy na wykładzie albo wręcz przeciwnie, skupiamy się na tym, co mówi dana osoba. Wymowa to z kolei kolejny temat, który wzbudza wiele emocji w internecie i poza nim. Warto wiedzieć, że są różne stopnie normy wymawianiowej i wcale nie znaczy, że powinniśmy mówić cały czas w normie wzorcowej - norma potoczna i nieformalna też są potrzebne. O tym wszystkim dowiesz się z lekcji 6.
Zapraszam na lekcję 5 podcastu Jak zachwyca? Lekcje polskiego po godzinach, w której na części pierwsze rozbieram akcent. A jest ona (ta lekcja) pierwszą z trzech w cyklu "W jaki sposób mówimy". Warto wyjrzeć poza przezroczystą bańkę języka używanego na co dzień i spojrzeć na niego tak, jak patrzymy na języki obce. Okazuje się wówczas, że język polski jest niezwykle fascynujący. Weźmy taki akcent. To taka cecha języka, którą przyswajamy w sposób nieświadomy. Dzieci słuchają melodii języka i powtarzają. Dopiero w szkole dowiadują się o jakimś akcencie paroksytonicznym, wyjątkach itp.Gdy zaczynamy się bliżej przyglądać akcentowi, okazuje się on być całkiem interesującym tematem. W dodatku takim, który ciągle zajmuje badaczy języka.
W lekcji 4 postanowiłam zrobić terapię Anieli Dulskiej i pozostałym członkom jej rodziny. A raczej nie terapię, a zabawić się w psychologa lub psychiatrę i postawić diagnozę. Kiedy mówimy o tym dramacie Zapolskiej, zazwyczaj przychodzą nam na myśl określenia "podwójna moralność", "obłuda", "hipokryzja". A ja postanowiłam przyjrzeć się rodzinie Dulskich i sprawdzić, co rzeczywiście jest z nimi nie tak. Bo że jest, to mamy pewność. Drugie pytanie, które krążyło mi po głowie, dotyczyło tego, co my, dzisiaj w XXI wieku, możemy wynieść dla siebie z tego dramatu. Pozostawanie na etapie "ale obłudni ci mieszczanie" szkodzi tekstowi Zapolskiej.
Panuje przekonanie, że polszczyzna jest uboga w słownictwo jeśli chodzi o język intymny. W tzw. dirty talk (po polsku byłaby to chyba „sprośna gadka”) jesteśmy zdani na wulgaryzmy, pojęcia medyczne lub infantylne określenia. Słychać zachwyty nad językiem francuskim czy włoskim, które operują wieloma pięknymi zwrotami erotycznymi. Jak to zwykle bywa, wszystko to prawda i nieprawda jednocześnie, albo, jak mówią niektórzy, „to zależy”. Na przykładach z literatury, i nie tylko, pokazuję, jak to rzeczywiście wygląda w języku.
Zapraszam na lekcję drugą.
Tym razem o czymś, co stanowi sens szkolnej analizy lektur. Po co właściwie to robiliśmy? Bo wypada znać klasykę polskie literatury? To też. Ale przede wszystkim mieliśmy się nauczyć krytycznego, czyli świadomego czytania. Czy się nauczyliśmy? To inna sprawa.
Pokazuję więc:
- do czego jest nam potrzebne świadome czytanie,
- jak to robić,
- jak umiejętność krytycznego czytania pomaga nam odnaleźć się w świecie, w którym fake newsy i modne bzdury są stawiane na równi z naukowymi opiniami i faktami.
Jeśli chcesz przeczytać to, o czym mówiłam, sprawdzić książki, o których wspominałam na końcu, zajrzyj do artykułów, na podstawie których powstał ten odcinek na www.jakzachwyca.wiankislow.pl
W lekcji tej przyglądam się jednej z najlepszych polskich powieści z perspektywy Izabeli. Szukam jej głosu i zastanawiam się, czy to rzeczywiście "zła kobieta była" oraz czy Wokulski był prekursorem współczesnego pojmowania małżeństwa.
Pierwsza lekcja z serii podcastów o literaturze, języku i kulturze polskiej z dorosłej perspektywy.
Dlaczego warto czytać klasykę literatury?
Dlaczego warto interesować się, jak działa nasz język?
Dlaczego warto słuchać tego podcastu?
En liten tjänst av I'm With Friends. Finns även på engelska.